Krótka Historia Bieszczadów
Bieszczady dzisiaj to zapomniany przez Boga i ludzi odległy zakątek Polski. Urzeka swoja niedostępnością, olbrzymimi pustymi przestrzeniami i dzikością niemalże pierwotnej przyrody. Zaludnienie tego obszaru należy do najniższych na świecie – szczególnie poza sezonem letnim możemy godzinami wędrować przez opuszczone doliny i nie spotkać żywego ducha. Nadal niewiele tu miejsc, w których można się zatrzymać. W bujnych zaroślach gdzieniegdzie majaczą zapomniane cmentarze, ruiny cerkwi i ślady niegdysiejszych wsi. Jaką historię mogłyby nam opowiedzieć?
Dzieje najdawniejsze
Historia Bieszczadów sięga czasów prehistoryczny, o których wiadomo jednak niewiele. Od zawsze tereny te były niezwykle trudno dostępne, a co za tym idzie mogły służyć jako schronienie czy miejsce wznoszenia budowli obronnych. Echa tych dawnych dziejów możemy znaleźć chociażby w okolicach Bystrego i Michniowca, gdzie mówi się o grodzie wzniesionym niegdyś ma tym obszarze.
Innym niemym świadkiem dawnej aktywności ludzkiej w Bieszczadach jest krąg ziemny o nieznanym przeznaczeniu, który możemy odszukać w gąszczu drzew na szczycie wzgórza wznoszącego się nieopodal cerkwiska we wsi Studenne. O ile sama wieś posiada udokumentowaną historię wpisujące się w dzieje tutejszej ludności, o tyle wspomniany krąg jest z pewnością konstrukcją o wiele starszą niż później założona osada.
Ślady czasów najdawniejszych odnajdujemy również w nazewnictwie osad czy elementów ukształtowania terenowego. Po dziś dzień na mapach Bieszczadów z łatwością możemy znaleźć nazwy świadczące o dawnych dziejach tych ziem. Przykładem może być powtarzająca się nazwa miejscowości „Zawadka” – przypuszczalnie mogła być to nazwa osady położonej w wąskim wąwozie czy parowie, który z łatwością można było zatarasować („zawalić”, „zawadzić”) np. pniami ściętych drzew czy głazami w celu ochrony przed najazdem. Ochronne korzenie nazewnictwa miejscowości spotykamy w całych Bieszczadach. Łatwo to zrozumieć – przed wiekami ziemie te, tak jak i dzisiaj, leżały na styku kultur, wyznań czy grup etnicznych przez co stawały się pierwszym, naturalnym celem ataku.
O bytności ludzi w Bieszczadach w okresach późniejszych świadczą opowieści o szlakach handlowych biegnących z południa na północ przez bieszczadzkie przełęcze. Żywym świadkiem dawnej aktywności na tych ziemiach są znajdowane w różnych częściach Bieszczadów rzymskie monety.
Rozkwit Bieszczadów
Prawdziwy rozkwit Bieszczadów rozpoczął się jednak dopiero ok. XIV-XV wieku. Ziemie polskie rozczłonkowane w trakcie rozbicia dzielnicowego, we wczesnym średniowieczu zostały ostatecznie zjednoczone i wzmocnione przez Kazimierza Wielkiego. W ramach umacniania pozycji Polski w Europie Wschodniej włączył on także pod swoje panowanie w latach 1340-1350 tzw. Ruś Halicką, której częścią były również Bieszczady. Ziemie te miały pozostać w granicach Królestwa Polskiego do czasów rozbiorów.
Przyłączenie Bieszczadów do Królestwa Polskiego nie oznaczało jednak, że ziemie te były zamieszkiwane przez jednolitą grupę Polaków. Wręcz przeciwnie, na przestrzeni stuleci Bieszczady stały się prawdziwym tyglem kulturowym, będącym w pewnym sensie papierkiem lakmusowym ówczesnej polskiej tolerancji i różnorodności narodowościowej.
Na przestrzeni stuleci ziemie te zostały zaludnione przez ludy pochodzenia rusińskiego i wołoskiego. Ich dokładne pochodzenie i szlak jaki przywiódł ich na tereny Bieszczadów niknie niestety w mroku dziejów. Dość, że do okresu II wojny światowej Rusini ci stanowili przeważającą grupę społeczną bieszczadzkiego kresu (ok. 80%). Na terenie Bieszczadów wyróżnia się wśród nich dwie grupy: Łemków oraz Bojków. Granice ich wpływów do dziś są przedmiotem sporów. Próbę ich rozstrzygnięcia przedstawia prezentowana po prawej stronie mapka. Były to ludy wyznania greckokatolickiego posługujące się swoimi własnymi dialektami z bardzo silnymi wpływami języka staro-cerkiewno-słowiańskiego. Zamieszkiwali oni wsie rozrzucone po całym terenie Bieszczadów. Zajmowali się głównie rolnictwem oraz wypasem bydła.
Drugą pod względem liczebności grupą społeczną byli Żydzi stanowiący ok. 10% bieszczadzkiej ludności. Największe niegdyś gminy żydowskie to Lesko, Ustrzyki Dolne, Baligród, Lutowiska i Wola Michowa. Żydzi trudnili się głównie handlem bydłem hodowanym przez Bojków, które sprzedawali i kupowali głównie na częstych targach w Lutowiskach.
Polacy na tych ziemiach stanowili jedynie ok. 8% ogółu ludności. Byli to przede wszystkim przedstawiciele możnych rodów będących właścicielami tych terenów, bądź zubożonej szlachty zagrodowej. Pozostała część mieszkańców Bieszczadów to nieliczny Niemcy oraz Cyganie.
Taki stan rzeczy trwał przez wieki. Bieszczadzkie wsie zamieszkiwane byłby przez mieszane społeczności, które współżyły ze sobą przez stulecia bez najmniejszych problemów. Nikogo nie dziwiły rodziny, w których rodzice pochodzili z różnych grup narodowościowych czy wyznaniowych. W niedzielę mieszkańcy wspólnie wyruszali ze swoich chat i razem szli do swych świątyń na mszę rozstając się dopiero przed wejściem do cerkwi czy kościoła katolickiego. Zmianę przyniosły dopiero XIX i szczególnie XX wiek ze swymi zwariowanymi nacjonalizmami i nienawiścią narodowościową…
I Wojna Światowa
I wojna światowa to ta z wielkich wojen XX wieku, która spowodowała największe szkody materialne na terenie całych Bieszczadów. Na całym łuku Karpat ścierały się wojska austro-węgierskie oraz Carskiej Rosji, która przez przełęcze bieszczadzkie chciała zdobyć dostęp do równin węgierskich, którymi planowała prowadzić natarcie w kierunku Wiednia. Plany te jednak nigdy się nie ziściły, a starcia zamieniły się w wyczerpującą wojnę pozycyjną. Pozostały po niej widoczne do dziś dziesiątki kilometrów okopów, w których jak się przypuszcza tylko na terenie Bieszczadów zginęło ok. 100 000 żołnierzy obu stron. Po dziś dzień w bujnych krzewach i zaroślach natknąć się można z łatwością na leżące tutaj już od 100 lat łuski artyleryjskie, saperki itp. Bardziej dociekliwy poszukiwacz odnajdzie bagnety, elementy karabinów, klamry od pasków czy nawet odznaki poległych. Przeciwnikiem była nie tylko wroga armia ale i siarczyste bieszczadzkie mrozy. Tysiące żołnierzy zamarzło na śmierć. Pochowani są do dziś w zbiorowych mogiłach w wielu miejscach Bieszczadów.
To właśnie mróz i głód wśród wojujących był bezpośrednią przyczyną nędzy rodowitych mieszkańców Bieszczadów. Wojska rekwirowały wszystko – jedzenie, inwentarz żywy, z chat zdejmowano nawet strzechy i siekano je na pokarm dla koni. Miejscową ludność dziesiątkowały przywleczone przez żołnierzy egzotyczne choroby.
W tle ogólnoświatowego konfliktu pojawiały się pierwsze oznaki sporów nacjonalistycznych, które w kilkadziesiąt lat później miały doprowadzić do niemal całkowitego wyludnienia Bieszczadów. Zaogniał się mianowicie istniejący jeszcze od czasów przedrozbiorowych zatarg na linii Polska – rodząca się samoświadomość ukraińska. Konflikt miał swoje korzenie w najdawniejszych czasach, gdy do Rzeczpospolitej Obojga Narodów wcielono niemal niezamieszkałe wówczas ziemie, które po stuleciach miały przeobrazić się w dzisiejszą Ukrainę. W okresie rozbiorów jedną ze strategii walki pomiędzy państwami rozbiorowymi było podsycanie sporów wewnętrznych w łonie innych państw. Tym sposobem konflikt Polaków z Ukraińcami stał się orężem walki Prus z Carską Rosją. Rozpoczął się tzw. „spór o duszę Rusina”. Rosnący w siłę ukraińscy nacjonaliści rościli sobie prawa do wszystkich ziem zamieszkanych przez społeczny element rusiński. W naturalny sposób uważali zatem również Łemków i Bojków za Ukraińców i takie przekonania starali się szerzyć pośród ludności Bieszczadów.
Najważniejszym epizodem nabrzmiewającego sporu narodowościowego było proklamowanie w 1919 roku Zachodnio-Ukraińskiej Republiki Ludowej oraz tzw. Republiki Komanieckiej głoszących hasła nacjonalizmu ukraińskiego. Kolejne ważne wydarzenie o podobnej wymowie to tzw. Powstanie Leskie. Oba zdarzenia, choć zakończone po myśli władz odradzającej się po rozbiorach Polski, były jawnym wyrazem zaogniania się problemu. Miał on dać o sobie znać ponownie już w przeciągu bardzo krótkiego czasu…
II Wojna Światowa
Okres II wojny światowej stał się preludium do wydarzeń, które na zawsze miały zmienić Bieszczady i zburzyć ich wielowiekową różnorodność kulturową. W jej trakcie Bieszczady nie poniosły tak znaczących strat materialnych, natomiast w jej wyniku historia Bieszczadów została gwałtownie przerwana. W jej trakcie możemy przy tym wyróżnić dwa wyraźne okresy mające odmienny wpływ na historię Bieszczadów.
Pierwszy okres to czas od wybuchu wojny do rozpoczęcia nazistowskiej agresji na ZSRR w dniu 22 czerwca 1941 roku. Niemcy po ataku na Polskę we wrześniu 1939 roku podzielili ziemie naszego kraju pomiędzy siebie i ZSRR na mocy Paktu Ribbentrop-Mołotow. Traf chciał, że ustalona w ten sposób nowa granica biegła korytem Sanu. W ten właśnie sposób po raz pierwszy brutalnie rozbita została jedność historyczna i kulturowa Bieszczadów. Reliktem tych czasów są np. ruiny strażnicy niemieckiej, które do dziś możemy oglądać w Tworylnym (zdjęcie po lewej stronie). Dziś błądząc po pustkowiu pozostałym po niegdysiejszej wsi trudno uwierzyć, że historia w ogóle zawróciła sobie głowę tą odległą osadą, ale tak właśnie było. W chorym umyśle jakiegoś niemieckiego planisty z czasów wojny pojawiło się coś, co właśnie tutaj kazało ustawić budynek strzegący ciągłości granicy z ZSRR.
Po stronie niemieckiej od razu rozpoczął się proces rozmontowywania ustalanej przez wieki równowagi. Zagładzie ulegli Żydzi i Cyganie, prześladowani i wysiedlani na przymusowe roboty byli Polacy. Obóz zagłady w Zasławiu działał pełną parą.
Podobnie jak w poprzednich wiekach rozbiorcy, tak w czasie II wojny światowej Niemcy chcieli się posłużyć nacjonalistami ukraińskimi w celu osiągania swoich celów. Weszli oni w szeroką współpracę z utworzoną w międzyczasie tzw. UPA (Ukraińska Powstańcza Armia). Obiecywali Ukraińcom utworzenie po wojnie państwa ukraińskiego pod protektoratem niemieckim. W zamian oczekiwali pomocy w zgładzaniu Żydów, Polaków i działań dywersyjnych na tyłach ZSRR. Członkowie UPA omamieni przez swoich nazistowskich sojuszników z ochotą przystąpili do wyznaczonych zadań.
Drugim ze wspomnianych okresów mających kluczowe znaczenie dla dalszych losów bieszczadzkiej ludności to ten od ataku Niemiec na ZSRR do zakończenia wojny. Dobrym przykładem tego co działo się w tamtych latach są losy miejscowości Lutowiska posiadającej kilkusetletnią historię, w której dominowali głównie Żydzi. Niemcy po zajęciu Lutowisk rozstrzelali Żydów, których na miejsce kaźni jako wspólnego wroga zwozili Ukraińcy. Z zagłady udało się uciec tylko jednemu 17-letniemu chłopcu, który ukrył się na pobliskim kirkucie. Został on jednak wkrótce wytropiony i również rozstrzelany. Dla Niemców i ich ukraińskich przyjaciół każdy był wrogiem. Zabudowania miasteczka zostały doszczętnie spalone. Zniszczono wszystkie drewniane, przylegające do rynków żydowskie domy. Spalono obie synagogi. Ruiny jednej z nich majaczą w krzakach za sklepem w centrum Lutowisk do dziś. Sprzedawczyni zapytana w 2016 roku, którędy się do nich idzie nie miała pojęcia o nich istnieniu – tak właśnie zabija się pamięć o ludziach…
Z biegiem wojny sytuacja uległa zmianie. Front pchany na wschód przez początkowo niepokonany Wehrmacht skierował się wgłąb przepastnych pustkowi ZSRR. Po załamaniu potęgi Niemiec, bitwach pod Stalingradem i Kurskiem władze ZSRR zaczęły być coraz pewniejsze swojej wygranej w wojnie i rozpoczęły planowanie przyszłego, nowego ładu, jaki miał zapanować w Europie na dziesięciolecia.
Po wyparciu z ziem polskich Niemców wrogiem numer jeden na południowo-wschodnich rubieżach Polski, w tym w Bieszczadach, stało się UPA. Głównym problemem tych ziem była odtąd kwestia ukraińska. W tamtych czasach lubiące generalne i zakrojone na dużą skalę rozwiązania problemów etnicznych czy narodowościowych władze ZSRR ani myślały akceptować obecności wojującej UPA na terenach, którymi teraz same miały zarządzać. Polska według planistów z ZSRR miała być odtąd krajem czystym etnicznie, pozbawionym zatargów narodowościowych. Nikomu nawet nie przychodziła do głowy możliwość tworzenia niepodległej Ukrainy, czy oddawania ich jakichkolwiek ziem z terenów PRL.
Główną linią obrony przed UPA, oprócz otwartych walk z Ludowym Wojskiem Polskim, było zatem pozbawienie ukraińskich band zaplecza aprowizacyjnego oraz szerzej to ujmując – biologicznego. Rozpoczęto zatem dobrowolne przesiedlenia ludności z terenów polskich wgłąb ZSRR. Przeprowadzane były one w latach 1944-46 ale spotkały się z bardzo chłodnym przyjęciem przez bieszczadzkich Bojków i Łemków. Były to ludy niezwykle przywiązane do tradycji i ani im było w myśl opuszczać ich ojcowiznę.
Golgota
Wobec niepowodzeń w przeprowadzeniu pierwszej fazy przesiedleń oraz przeciągających się walk z trudną do pokonania UPA, został stworzony swoisty plan ostatecznego rozwiązania problemu z Ukraińcami w granicach PRL. Potrzebny był jedynie pretekst. Nadszedł on wiosną 1947 roku w postaci zabójstwa Gen. Świerczewskiego w okolicach Baligrodu w zasadzce urządzonej przez UPA. Władze PRL dostały zielone światło na przeprowadzenie wcześniej przygotowywanej tzw. „Akcji Wisła”.
Akcję rozpoczęto niemal od razu po zabójstwie Gen. Świerczewskiego. Koncepcja była bardzo prosta – żołnierze gnali, bądź transportowali ciężarówkami mieszkańców bieszczadzkich wsi do tzw. punktów zbornych, w których ładowani oni byli do pociągów jadących na tzw. „ziemie odzyskane” – głównie okolice Olsztynka, Koszalina i Legnicy. Kolejne oddziały Ludowego Wojska Polskiego maszerowały przez opuszczone wsie i podpalały wszystkie wiejskie zabudowania. W wyniku tej operacji Bieszczady wyludniły się niemal doszczętnie. W większości wsi od dnia tamtych wydarzeń do dzisiaj nikt nie mieszka.
Obrazu zniszczenia dopełniła tzw. „Akcja H-T” z 1951 roku, w ramach której pozostający tutaj nadal mieszkańcy Bieszczadów zostali przeniesieni na ziemie w okolicach Sokala, a mieszkańcy tamtych ziem zostali siłą osiedleni na wcielonych na nowo do Polski ziemiach na wschód od Sanu.
Feniks
„Akcja Wisła” pozostawiła w Bieszczadach opustoszałe doliny, zgliszcza domostw, ruiny cerkwi… Ciszę nocy przerywało podobno zawodzenie psów pozbawionych swych właścicieli. Inwentarz żywy szybko wyginął pozbawiony opieki. Przetrwały podobno jedynie koty krzyżując się ze żbikami. W przygranicznym pasie 20km, do którego wjazd był przez kilka lat zabroniony dziczały uprawy, drzewa owocowe, zanikały powoli przydomowe ogródki, wody powierzchniowe co roku zacierały coraz bardziej ślady po dawnych tarasach pól uprawnych.
Sytuacja uległa zmianie dopiero w połowie lat 50. XX wieku. Po zniesieniu zakazu wstępu w Bieszczady ruszyli harcerze, leśnicy, kartografowie na nowo badający i próbujący wyrwać ten obszar zdziczałej przyrodzie. Bieszczady obrosły pewnego rodzaju legendą. Były uważane za najtrudniej dostępne i najdziksze regiony w Polsce. Ściągały śmiałków i twardzieli żądnych przygód w tych dzikich ostępach. Pojawili się polscy kowboje wypasający bydło na terenach niegdyś tętniących życiem wsi oraz „bieszczadzkie zakapiory” – specyficzny typ odmieńców, samotników, pustelników nieradzących sobie z życiem, którzy w bieszczadzkiej głuszy odnaleźli swoje miejsce i nieraz artystyczne powołanie. Zaczęły powstawać bacówki, schroniska turystyczne i galerie pełne „biesów” i „czadów” rzeźbionych w drewnie. Na terenach nieistniejących wsi gospodarowały PGRy (np. w Krywem czy Sokołowej Woli). Inny los spotkał dawną wieś Tworylne – stała się ona centrum życia polskich kowbojów, nakręcono tu nawet film o wypasie bydła.
Dziś Bieszczady to nadal najmniej zaludnione góry w kraju. 5 osób na kilometr kwadratowy upodabnia je gęstością zaludnienia do Europy w czasach neolitu, bądź do regionów Rosji za Uralem. To wymarzone miejsce dla miłośników agroturystyki kochających ciszę i spokój. Coraz gęściej powstają tu pensjonaty, kwatery, domki letniskowe.
Bieszczady powstają jak feniks z popiołów. Po latach zapomnienia wracają znów do głównego nurtu życia. Niektórzy z przyjeżdżających tutaj turystów nie zdają sobie nawet sprawy z historii tych ziem. Odwiedzają jedynie krzykliwą Solinę upodabniającą się do tandetnego uzdrowiska albo Wetlinę czy Cisną z zamiarem zdobycia któregoś z pobliskich szczytów. Mało kto zdaje sobie sprawę z tego, że prawdziwe piękno tych gór tkwi w dolinach. To właśnie tutaj odnajdziemy najwięcej śladów ludzi zamieszkujących niegdyś te tereny. Tutaj trafimy na ukryty w gąszczu zdewastowany cmentarz z jego chylącymi się ku ziemi nagrobkami ozdobionymi niezrozumiałymi dla Polaka napisami; zawędrujemy na cerkwisko nadal noszące ślady ognia; to tutaj wreszcie dociekliwy poszukiwacz odnajdzie pośród pustkowia kupę gruzu porośniętą tarniną, która okaże się zawalonym piecem dawnej bojkowskiej chyży. W pobliżu znaleźć będzie można podkowy, narzędzia, elementy konstrukcji domu.
Jeden rzut oka na te miejsca pokaże nam, że pamięć o nich o mały włos by zaginęła. Jakimś cudem jednak przetrwała i dziś jest częścią naszego dziedzictwa historycznego i kulturowego. Teraz już tylko od nas zależy co będzie dalej…