Wypał Węgla w Bieszczadach – Czy To Już Sztuka, Czy Nadal Ciężka Praca?
Wypał węgla w Bieszczadach to jeden z najbardziej charakterystycznych obrazków kojarzących się z tą piękną krainą. Przez stulecia dymy unoszące się nad lasami i górami świadczyły o tym, że był on jednym z głównych zajęć ludzi zamieszkujących te trudno dostępne strony. Do dziś wypalanie węgla drzewnego jest szczególną bieszczadzką atrakcją, tematem zdjęć, a dla nielicznych już dziś osób, również sposobem na życie.
Od wypalaczy wymagano od zawsze szczególnej tężyzny fizycznej, hartu ducha i odporności na wszelkie niewygody związane z mieszkaniem nieraz głęboko w lesie, w samotności, w otoczeniu dzikiej przyrody, nieopodal miejsca wypału. Sprawiało to, że fachem tym trudnili się jedynie najwytrwalsi, samotnicy, ludzie szukający ucieczki od świata, nieraz z problemami. Ich osmalone twarze były ich znakiem rozpoznawczym. Na przestrzeni stuleci nazywano ich węglarzami, smolarzami, kurzaczami…
Wiedząc w jakich warunkach przyszło żyć wypalaczom, nieraz całe lata, i nawet dzisiaj obserwując ich znojne, monotonne życie zastanawiamy się, co skłaniało tych nielicznych śmiałków do podjęcia się tak trudnej pracy. Zdając sobie również sprawę z tego jak dużej wiedzy i praktyki to zadanie wymaga zadajemy sobie pytanie, czy wypał węgla w Bieszczadach to już jakaś forma sztuki, czy być może nadal po prostu bardzo ciężka praca?
Początki Wypału
O ośrodkach przetwórstwa drzewnego w najdawniejszych czasach świadczą zachowane do dzisiaj nazwy miejscowości takich jak: Smolnik, Potasznia, czy Mielerzysko. Powstawaniu całych osad nakierowanych na pozyskiwanie węgla drzewnego, dziegciu, smoły, potażu, czy mazi sprzyjała niezwykła obfitość w Bieszczadach surowców niezbędnych do ich produkcji – drzew wszelkich gatunków, a w szczególności tak bardzo powszechnych tu buków.
Trudniących się wypałem węgla osiedlano w głębi lasu, gdzie mieli wycinać drzewa na swoje potrzeby. Często mieszkali oni w rachitycznych budach przypominających szałasy, stąd nazywano ich nieraz „budnikami„. Takie leśne osady nazywano Budami. Po dziś dzień zachowało się wiele miejscowości o takich właśnie nazwach świadczących o dawnym fachu ich założycieli.
Oprócz węgla drzewnego w Bieszczadach wytwarzano też bardzo często terpentynę, której pochodnych używano do oświetlania domostw aż do czasu wydestylowania nafty. Kolejnym ważnym produktem była potaż. Potażarnie istniały w wielu miejscowościach, takich jak: Beniowa, Buk, Bukowiec, Chmiel, Dźwiniacz Górny, Hulskie, Polana, Sianki, Smolnik, Solinka, Tarnawa Wyżna, Zawój i Żubracze. Wsie te tętniły życiem aż do ich wysiedleń w po II Wojnie Światowej, a przetwórstwo drewna było ważną częścią ich codzienności.
Udoskonalanie Techniki
Pierwsze z technik wypału węgla w Bieszczadach były bardzo prymitywne i zbieżne z tymi używanymi w innych częściach naszego kraju. W celu przeprowadzenia wypału w ziemi wykopywano dół o głębokości około 2 metrów. Na dno dołu wrzucane były drobne, suche gałęzie, które następnie były podpalane. Przykrywano je większymi polanami w taki sposób, aby spodni a warstwa drobniejszych gałązek nie uległa spopieleniu, ale również aby ogień nie zgasł.
Po wypełnieniu dołu mniej więcej w 3/4 zasypywano go ziemią. Powodowało to wygaszenie ognia i ostudzenie zawartości dołu. Po około dobie rozpoczynano wybieranie węgla. Mankamentem tej metody był fakt, że wydobycie węgla z dołu było trudne ze względu na jego mieszanie się z niedopalonymi resztkami. Duża część drewna zamieniała się także w zwykły popiół. Pozostały jednak materiał można było wykorzystać ponownie.
Powyżej opisany sposób wypalania węgla dominował praktycznie do początków XIX wieku, kiedy to rozpoczęto korzystać z innych metod. Eksperymentowano z piecami z lanego żelaza oraz z cegły. Metody te były jednak bardzo niewygodne oraz czasochłonne, stąd wraz z początkiem XX wieku rozpowszechniły się techniki węglenia w stosach zwanych „mielerzami„. Stos taki mieścił w sobie od 48 do 240 metrów sześciennych drewna.
Prawidłowa konstrukcja mielerza oraz wypalanie w nim węgla wymagało dużej wiedzy i doświadczenia. Stos ustawiano na ziemi w wybranym przez węglarza miejscu dbając o to, aby gleba zawierała dużo wapna oraz piasku. Pozwalało to na wsiąkanie w ziemię wilgoci, a z drugiej strony blokowało dostęp powietrza. Pośrodku miejsca wyznaczonego na stos wbijano pal. Przywiązywano do niego sznurek, przy pomocy którego wyznaczano obrys mielerza. Sam teren przeznaczony pod wypał pozbawiano darni oraz modelowano niewielkie spadki w zależności od wilgotności gleby w danym miejscu. W środku konstruowanego mielerza umieszczano łatwopalne żerdzie mające pomóc w rozpaleniu stosu, na ziemi układano zaś tzw. „duszę” mającą umożliwić podpalenie mielerza po zakończeniu jego konstrukcji.
Na tak przygotowany fundament układano szczapy drewna przykrywając je z wierzchu mchem, liśćmi, paprociami oraz darnią formując w ten sposób stos. Kontrolę nad ogniem wewnątrz mielerza oraz całym procesem węglenia zapewniały tzw. „lufty„. Stos zabezpieczeno przed osuwaniem się na czas wypału podporami z krótkich drągów. Chroniono go także od wiatru przy pomocy zasłony z liści, bądź specjalnego płotu. Po 24-48 godzinach od wygaszenia ognia rozpoczynano wybieranie węgla z wnętrza mielerza.
Wypał Węgla w Bieszczadach Dzisiaj
Wypał węgla w mielerzach, w tej czy innej formie, przetrwał w Bieszczadach właściwie do schyłku XX wieku. Rewolucyjna zmiana miała miejsce dopiero w roku 1980, kiedy to do użytku wprowadzono stosowane do dzisiaj tzw. „retorty„. Zostały one zaprojektowane w kilku formach, z których próbę czasu przetrwała najlepiej retorta przestawna, którą jak sama nazwa wskazuje można z łatwością transportować z miejsca na miejsce. Jest to de facto stalowy cylinder o wysokości 2,65 metra, średnicy 2,8 metra i grubości ścianek przynajmniej rzędu 5 mm. Przyjmuje się, że 1 mm grubości ścianek pozwala użytkować daną retortę o około 1 rok dłużej. Korzystanie z retort cechuje bardzo duża wygoda, ze względu na łatwość ich transportu oraz możliwość natychmiastowego przystąpienia do wypału, bez konieczności przygotowywania terenu. Wraz z ich rozpowszechnieniem wzrosła wydajność wypału oraz bezpieczeństwo pracy węglarzy.
Węgiel w retortach produkowany jest w 3 kolejnych etapach, którymi są: rozpalanie, zwęglanie właściwe oraz wygaszanie. Przy wypale najczęściej korzysta się przy tym z drewna bukowego, chociaż inne gatunki drzew liściastych również bardzo dobrze się do tego nadają – zwęgla się także drewno olszowe, czy jaworowe. Załadunek drewna odbywa się przez drzwi. Różne gatunki zwęglają się w różnym tempie. Cały proces trwa od 3 do 6 dni. Retorty ustawiane i wykorzystywane są zwykle w grupach, w których w jednej części trwa załadunek drewna, w kolejnej wypał, a w jeszcze innej wygaszanie i studzenie retorty.
Po okresach prosperity oraz zmiennych kolei losu XX wieku, wypał węgla w Bieszczadach niestety na naszych oczach powoli zanika. Oczekuje się, że jeszcze za naszego życia może całkowicie zniknąć. Stopniowo maleje zarówno liczba firm zainteresowanych kupnem bieszczadzkiego węgla drzewnego jak i ilość baz wypałowych, czy samych aktywnie wykorzystywanych retort. Coraz rzadziej widzi się już dzisiaj dymy wskazujące na działalność węglarzy. Do działających zaś baz wypałowych pielgrzymują fotografowie, wycieczki i wszelcy miłośnicy Bieszczadów.
Sztuka, Czy Praca?
Węglarzy jest już dziś coraz mniej, coraz trudniej ich odszukać wśród bieszczadzkiej puszczy, coraz trudniej zamienić z nimi słowo, czy poznać tajniki ich pracy. Wszystko to sprawia, że po setkach lat ewolucji wypał węgla jest chyba bliższy sztuce niż kiedykolwiek indziej. Wymaga olbrzymiej wiedzy i trudnego do zdobycia w nowoczesnym świecie doświadczenia. Grono osób trudniących się tym egzotycznym zawodem stale maleje, wiedza o nim staje się coraz trudniej dostępna. Dziś węglarze bardziej niż kiedykolwiek w swej długiej historii przypominają wąską kastę wtajemniczonych przekazujących sobie swoje umiejętności.
Z drugiej strony wypał, choć stał się o wiele bezpieczniejszy niż niegdyś, nadal wymaga tężyzny fizycznej, wytrzymałości na wszelkie trudy związane z samotnym, długotrwałym przebywaniem w głuszy oraz wytrwałości. Koniec końców jest to wciąż bardzo ciężka praca, którą zdolni są wykonywać jedynie wybrani.
Niezależnie od tego jak będziemy oceniać wypał węgla oraz osoby nim się parające, niezależnie czy widzimy w tym trudnym zajęciu bardziej archaiczną sztukę, czy po prostu znojny zawód, jedno jest pewne – wypał był, jest i będzie jedną z najciekawszych części bieszczadzkiej historii i tradycji. Związany od stuleci z tymi pięknymi stronami nadal stanowi jedną z najciekawszych bieszczadzkich atrakcji. Planując kolejny pobyt w tych stronach i zastanawiając się co warto zobaczyć w Bieszczadach z pewnością powinniśmy uwzględnić odwiedzenie bazy wypału węgla w naszym planie wyjazdu. Być może jest to jedna z ostatnich okazji jakie będziemy mieli…