Wierzenia Bojków, czyli w tajemniczym świecie chmarników, upiorów i czarownic…
Bojkowie to rdzenny lud Bieszczadów zamieszkujący te ziemie od stuleci, który pozostawił po sobie jedynie puste doliny, ruiny wiejskich zabudowań, kilka cerkwi i cmentarze ginące dziś w gąszczu, a sam na terenie Polski zniknął w mroku dziejów. Burzliwa historia Bieszczadów wpisująca się wprost idealnie w skomplikowane losy naszego kraju wypędziła Bojków z ojcowizny, rozproszyła ich, próbowała pozbawić tożsamości narodowej.
Bieszczadzkie doliny opustoszały, dawne pola zarasta las, natura króluje na nowo w miejscach wydzieranych jej przez wieki przez twardych ludzi odpornych na surowy klimat i trudne warunki życia, którzy karczowali tutejszą puszczę w celu pozyskania przestrzeni do życia. W miejscach, w których niegdyś pomiędzy ciasno pobudowanymi bojkowskimi chyżami kipiało życie dziś przemykają dzickie zwierzęta. Gdzieniegdzie, w miejscach gdzie stały piękne bieszczadzkie cerkwie w trawie majaczą jedynie ich podmurówki z trudem wskazujące na dawny kształt tych wspaniałych świątyń.
Bojkowie zniknęli z Bieszczadów, ale nie zginęła pamięć o nich. Ich kultura przetrwała we wspomnieniach wysiedlonych, potomków ludzi urodzonych w cieniu połonin. Nie zaginęły również wierzenia Bojków – pamięć o nich trwa do dziś przekazywana z pokolenia na pokolenie. Choć w dobie życia zdominowanego przez jego całkowitą cyfryzację wydawać się nam one mogą naiwne i śmieszne, stanowią wspaniały przykład tego, jak kiedyś wyglądało życie, które chyba było jednak bardziej szczere i prawdziwe niż świat, w którym przyszło nam żyć…
Wierzenia Bojków
Położone w granicach dzisiejszej Polski tereny dawnej bojkowszczyzny był obszarem właściwie odciętym od świata, a co za tym idzie, od wpływów zewnętrznych. Sprzyjało temu niezwykle trudne ukształtowanie terenu w tej części świata, a nade wszystko brak dróg. Efektem tego była niemal całkowita izolacja Bojków i odporność na przejmowanie naleciałości, czy nowinek ludów ich otaczających. Zaowocowało to utrzymaniem właściwie do lat powojennych niezwykłej archaiczności kultury ludzi zamieszkujących obszar Bieszczadów. Objawiała się ona we wszystkich aspektach życia: stroju, budownictwie, metodach uprawy, ale przede wszystkim w wierzeniach Bojków i wszelkich elementach egzystencji związanych z religią. Pozostawała ona niezmieniona przez stulecia i nawet dziś pozwala nam wejrzeć daleko w głąb bojkowskiej tożsamości i historii.
Bojkowie byli ludźmi, których życie nierozerwalnie związane było z naturą, z którą toczyli niekończące się boje w walce o utrzymanie siebie i swojej rodziny. Pracy na roli podporządkowany był cały rok z okresami wytężonego wysiłku latem i bezczynności zimą. Temu naturalnemu porządkowi rzeczy odpowiadał rok obrzędowy związany z kościołem greckokatolickim dominującym na tych ziemiach. Wiarę związaną z cerkwią uzupełniało głębokie przekonanie o istnieniu sił nadprzyrodzonych:
Górale tutejsi zachowali żywą wiarę w świat nadprzyrodzony; wiara ta ożywią im martwą naturę, zapełnia świat rojami duchów złych i dobrych, z którymi oni za pośrednictwem znachorów (…) obcują.
Wędrując dziś bieszczadzkimi szlakami przez odludzia i pustkowia, mijając drzewa o niestworzonych kształtach, ciemne wąwozy, jary i uroczyska nietrudno wyobrazić sobie, że prostemu człowiekowi ta niezwykła przyroda podsuwała obrazy nadprzyrodzonych istot wszelkiej maści i rozgrzewała wyobraźnię.
Niekończącą się litanię wierzeń Bojków otworzyć może to o stworzeniu świata. Bieszczadzcy górale wierzyli, że na początku przed stworzeniem świata istniały tylko wody, po których chodził jedynie Bóg i Szatan. Szatan chciał odpocząć, ale nie miał gdzie, więc Bóg polecił mu dobyć garstkę ziemi z dnia oceanu i powiedzieć przy tym, że bierze tę ziemię w imię Boga. Szatan zanurkował więc głęboko pod powierzchnię wód ale powracając na jej powierzchnie nie chciał wypowiedzieć słów, których żądał Bóg i rzekł jedynie: „Biorę w imię swoje”. Okazało się jednak, że wypłynąwszy na powierzchnie w dłoni nie miał nic. Dopiero przy trzeciej próbie Szatan zdobył się na wypowiedzenie słów: „Biorę w imię Jego”. Wówczas udało mu się wynieść odrobinkę ziemi na powierzchnię oceanu. Bóg ulepił z niej malutką grudkę i rzucił na wodę. Z grudki tej urosła ziemia. Gdy Bóg zasnął Szatan wziął go na ręce i pobiegł w kierunku brzegu aby wrzucić go do wody. Im więcej biegł jednak, tym bardziej ziemia rosła w tym kierunku. Szatan rozwścieczony swoją niemocą biegał w cztery strony świata, a ziemia rosła za każdym razem w każdym kierunku. Tak właśnie powstał świat, nad którym od tej pory toczyli spory Bóg i Szatan, dobro ze złem.
Demony i zjawy
Wierzenia Bojków szczególną uwagę przywiązywały do wszelkich duchów, demonów, upiorów, zjaw i innych sił nieczystych zagrażających nieustannie żyjącym. Istniały też stworzenia nadprzyrodzone chroniące przed wpływem tych złych, złośliwych.
Wśród złych duchów prym wiódł tzw. „bezpjatnik„, zwany też „propastnykiem” będący nieczystą, bezpostaciową siłą. Zagrażał on stale ludziom i nigdy nie było wiadomo dokładnie kiedy przysporzy żyjącym nieszczęścia. Jako, że nie posiadał żadnej fizycznej, określonej formy nigdy nie było wiadomo skąd i kiedy spodziewać się jego ataku. Odrobinę mniej straszny był „didko„, czyli diabeł. Ten z kolei potrafił przybierać postać ludzką, wilka, czy kota, a co za tym idzie strach przed nim był nieco mniejszy. Z „propastnykiem” było zdecydowanie gorzej:
Propastnyk po świecie chodzić nie może i nikt go nigdy nie widział; z tuczą on chyba przylatuje, ze zła chmurą nadchodzi, albo z wiatrem leci. Wówczas gdy wiatr wielkie koła kręci lub wodę wypija z rzek, propastnyk na ludzi zastawia sidła.
Powszechne przerażenie budziły wspomniane w powyższym cytacie burze. W wypadku ich zbliżania się nieodzowna była interwencja tzw. „chmarnika„. Byli to ludzie, których uważano za niezwykle mądrych i którym Bóg dał dar odpędzania chmur, wiatrów i burz. Chmarnicy byli ludźmi szanowanymi i niezwykle popularnymi, ich sława sięgała daleko poza granice ich rodzimych wsi.
Chmarnika wzywano biciem dzwonów w cerkwi. Stawał on wówczas na wzniesieniu nad wsią, modlił się, krzyczał i wygrażał on burzy, aż ta odeszła. Jeśli owe zabiegi nie pomogły, jasne było, że wśród zgromadzonych mieszkańców wsi obecna była jakaś dusza nieczysta, najpewniej dzieciobójczyni. O ten paskudny występek oskarżano przy tym nieraz Bogu ducha winne przypadkowe, młode kobiety. Chmarnik nie mógł się przecież mylić…
Kolejnymi nadprzyrodzonymi istotami, których niezwykle się bano były upiory. Nie czyniły one krzywdy dobrym ludziom, ale przebywały stale wśród ludzi złych i to z nich rekrutowali kolejne dusze mające dołączyć do złych mocy. Upiora powszechnie poznawało się po czerwonej twarzy. Znał on się na ziołach i umiał posługiwać magią.
Upiory po swej śmierci stawały się szczególnie dokuczliwe dla tych, którzy za życia wyrządzili im jakieś zło. Upiorem mogła być właściwie każda osoba, każdy członek rodziny, czy mieszkaniec wsi. Upiory były odpowiedzialne za wszelkie wypadki, nagłe choroby żyjących, czy przypadki nagłej śmierci (z wyjątkiem zabicia przez piorun, bo to była śmierć czysta i niesprowokowana przez upiora).
Upiór z grobu wydostawał się przez małą dziurę. Po niej to właśnie można było niechybnie poznać, że w danej mogile spoczywa ta nadprzyrodzona istota. Aby zapobiec wydostawaniu się upiora z grobu stosowano rozmaite metody. Gdzieniegdzie zatykano na przykład dziurę kołkiem owiniętym w siano lub słomę. Największe usługi w walce z upiorami oddawał jednak mak… Sypano go w usta zmarłemu, a w trakcie pogrzebu sypano go na ziemię przez całą drogę z domu na cmentarz. Wierzono bowiem, że upiór po wyjściu z grobu najbardziej będzie chciał zaszkodzić swojej dawnej rodzinie. Zanim jednak dotrze do rodzinnej chaty będzie musiał policzyć ziarenka maku nasypanego mu w usta oraz wszystkie te rozsypane w trakcie pogrzebu. Zajmie mu to tak dużo czasu, że minie północ, albo zapieje kur i upiór straci wówczas swoje moce.
W wietrzne noce upiory urządzały swoje harce na rozstajach dróg:
Co miesiąc na nowiu upiory zbierają się albo na łysej górze, albo na rozstajnych drogach. (…) Nieraz zdarzy się, że jakiś zabłąkany człowiek zajdzie na wertepy, usłyszy tam muzykę, śmiechy. krzyki. To diabły z upiorami tak hulają; gdy człowiek ma tyle przytomności, że się przeżegna, to może ujść cało; inaczej zginie, złe duchy zagubią go z duszą i ciałem.
Nic więc dziwnego, że istniało wiele sposobów na walkę z upiorem. Na pierwszy ogień szły zaklęcia, modły, magiczne rytuały mające zniechęcić złośliwą istotę do dalszego czynienia zła. Jeśli to nie pomagało, wówczas najstarsi mieszkańcy wsi w środku nocy odkopywali grób upiora i kładli mu na plecy sierp, a do ust guzy od sieraka co miało go pozbawić jego mocy. Jeśli i to nie poskutkowało, wtedy ucinali mu głowę i kładli ją między nogi. Wytoczoną przy okazji krew zbierano i mazano nią wrota przy wjeździe do wsi oraz drzwi chat stojących najbliżej owego wjazdu. Czasem tę krew pito wraz z wódką dla odstraszenia wszelkich nieczystych istot…
Wierzenia Bojków nie pomijały również samobójców, ani czarownic, których bardzo się obawiano. Samobójcy byli groźni ponieważ mogli zamienić się w upiory. Po samobójczej śmierci zabierano zatem ciało nieszczęśnika poza teren wsi i tam palono je na stosie. Prochy pośród okrutnych przekleństw i złorzeczeń rozsypywano na cztery strony świata w lesie lub na nieużytkach.
Przed czarownicą zabezpieczano się na różne sposoby. Uważano za nie zwykle kobiety starsze, bądź takie, które zanadto opiekowały się zwierzętami. W niektórych wsiach wierzono, że nie można kobiecie podejrzewanej o bycie czarownicą pokazywać mleka, ani masła, gdyż jeśli je zobaczy może sprowadzić nieszczęście i pozbawić daną krowę mleka. Gdzie indziej na progach stajni układano ostre przedmioty mające czarownicy nie dać dostępu do zwierząt.
Magia i świat natury
W wierzeniach Bojków świat magii przenikał się z otaczającą ich dziką, groźną i nieprzejednaną naturą. Magią posługiwano się na co dzień odprawiając przeróżne obrzędy i zabobony, świat natury dostarczał zaś ziół, metod lecznictwa i radzenia sobie z ranami, czy innymi przypadłościami.
Istniały zjawiska, przed którymi nie było ochrony, jak chociażby zaraza. Natomiast mniej groźne choroby leczyły tzw. „bisurkanie‚, czyli kobiety znające się na ziołach i innych metodach kuracji. Najbardziej powszechne na bojkowszczyźnie zioła to waleriana, mięta, dziurawiec, macierzanka, piołun…
Powszechne było leczenie za pośrednictwem „zamawiań” – zaklinań choroby. Korzystano również z leczenia krwią, np. dzieciom chorym na astmę dawano do wypicia z krwią z małych palców prawej ręki rodziców. Choremu na epilepsję zaś nacinano na krzyż mały palec.
Gdzie się podział ten świat?
Skąd to niezwykłe przywiązanie Bojków do świata nadprzyrodzonego? Co wyobraźni ludzi żyjących niegdyś w Bieszczadach podpowiadało te wszystkie niestworzone historie o upiorach, diabłach, czarownicach? Możliwe, że nawet dziś jesteśmy w stanie poznać odpowiedzi na te wszystkie pytania…
Zrozumie to ten, kto w mglisty, szary, zimowy dzień przechadzał się chociaż raz dawnymi bojkowskimi ścieżkami wśród dzisiejszych bieszczadzkich pustkowi. Spacerowi towarzyszy gęsty las, w którym w plątaninie drzew i krzewów nie widzimy nic dalej niż na parę metrów. Zarośla są ciemne, ponure. Zewsząd dobiegają dziwne odgłosy: tu coś skrzypnie, tam coś stuknie, gdzieś coś spadnie. W milczącej głuszy kołyszące się na wietrze drzewa skrzypią niepokojąco. W oddali słychać cichy szmer potoku. Człowiek jest w tym lesie tylko gościem. Królują tu drzewa o przedziwnych, powykręcanych pniach, tak charakterystyczne w Bieszczadach. Gdzieniegdzie spod ziemi łypią na nas wychodnie skalne tworzące zagłębienia, nory, jamy… Czy coś w nich mieszka?
Choć Bojków już w Bieszczadach nie ma, do dziś znajdziemy tu setki miejsc rodem jak ze scenerii filmowej – niesamowite formy tworzone przez naturę, pokrzywione, połamane drzewa na rozstajach dróg – tu nadal przy pełni księżyca harcują upiory… Zmieniły się czasy, odeszli żyjący tu niegdyś ludzie, ale nie zginęła pamięć o nich, o ich życiach, troskach, lękach i wierzeniach. Dziś już tylko od nas zależy czy ta pamięć nadal będzie trwała w Naszych Bieszczadach…